Po wielu, wielu, wielu, wieeeluuu dziwnych akcjach Wydziału Chemicznego, nikogo nie powinno dziwić, że znowu odnaleziono coś przełomowego przez przypadek. Tym razem w niecodziennych okolicznościach ci szaleńcy wynaleźli tani i prosty lek na Coronavirus, chińskiego wirusa szalejącego po świecie niczym gra nowicjusza w Plague Inc. Grenlandia i Madagaskar już zamknęły porty, ale widocznie niepotrzebnie.
Rozmawiamy z Walerym Kwiatkowskim, studentem W-3 i jednym z pionierów nowatorskiego leku.
Postanowiliśmy przed sesją i obronami trochę się rozluźnić i grupką z wydziału poszliśmy na jakieś piwo i drinki. W połowie wypadu poznaliśmy grupkę studentów z Wirusologii UP i potem tak piliśmy razem. Nagle ktoś rzucił, że mają w budynku zamkniętą próbkę tego nowego wirusa a Chin, i czy nie chcemy zobaczyć. W takim stanie jak byliśmy, to nikt nie miał już siły nawet odmówić. I tak w 20 osób szturmem wzięliśmy budynek uniwerku w poszukiwaniu próbki. Popatrzyliśmy sobie jak wygląda pod mikroskopem i nagle jak mi się omsknęła butelka z piwem, że wszystko wylądowało na podłodze. Próbowaliśmy odratować wirusa susząc go z piwa ręcznikami papierowymi, ale jak go daliśmy pod mikroskop to niestety biedaczek umarł. Dopiero po chwili doszło do nas, że o to przecież wszystkim na świecie chodzi teraz. Lekiem okazała się butelka Corony i ręcznik papierowy.
Niesamowicie prosty, ale i nieoczywisty sposób na pozbycie się choroby okazał się odkryciem przełomowym. Studenci zostaną nagrodzeni grantem od Międzynarodowego Instytutu Chorób Zakaźnych oraz dożywotnim zapasem Corony od producenta piwa.
– Po cichu liczę, że uczelnia uzna mi to za inżynierkę, albo chociaż praktyki – podsumowuje Walery.
To jest PaliTechnika. Wciąż lepszy lek niż Zięby.
Artykuł by Brodacz.