Stół był pełen ciast, sałatek, ryb i mięs. Mimo obiecywania sobie, że nie zrobi się aż tyle jedzenia w tym roku, to wyszło jak zwykle. Już po pierwszym dniu świąt wrocławska rodzina ma już tyle resztek jedzenia, że nie musi już robić zakupów przez następne pół roku.
– Mieliśmy zrobić skromniejsze święta – mówi Żaneta, matka dwójki dzieci i żona Franka. – Jakieś mięsko, ryba po grecku, może ze dwa ciasta. Niestety tak się zawieruszyłam w tej kuchni, że znowu nagotowałam jak dla jakiegoś batalionu.
Od Franka, głowy rodziny, dowiadujemy się, że ich mieszkanie wygląda jak wielka spiżarnia. Na krzesłach leżą babki i mazurki, lodówka jest pełna schabu ze śliwką, a zamiast firanek wiszą pęta kiełbas.
– Nie wiem kiedy my to wszystko kupiliśmy, a co dopiero ugotowaliśmy – mówi zakłopotany Franek. – Nie wydaliśmy wcale tak dużo pieniędzy.
Wrocławska rodzina już nie musi martwić o zapasy jedzenia, ale dzieci dalej będą mówić, że nie ma nic do jedzenia.
To jest PaliTechnika. A po świętach wszyscy turlają się na siłkę.
Artykuł by Pan Procesor.