Bitwa co jest lepsze, pączki czy faworki, okazała się kosztowna dla studenta PWr. Została mu obniżona ocena za napisany egzamin, z ledwo 3.0 na szynach na 2.0. To wszystko za fakt jedzenia faworków podczas pisania testu.
– Nie wymagałem od studentów włączonych kamerek na egzaminie, lecz prosiłem o włączenie mikrofonów – mówi jeden z profesorów politechniki prowadzący egzaminy w tegorocznej sesji. – Nagle usłyszałem chrupanie chruścików. Najpierw pomyślałem co za plebs je chrusty w tłusty czwartek, ale potem zrobiło mi się smutno, że sam już zjadłem swój przydział pączków. Ocenę za chruściki oczywiście obniżyłem. Zrozumiałbym donuty, ale na moim przedmiocie jest jedna nieprzekraczalna linia, i nazywa się ona przyzwoitością.
Udało nam się dotrzeć do poszkodowanego studenta. Rozmawialiśmy z nim na Zoomie o zaistniałej sytuacji.
– Nie jest to mój pierwszy rok na uczelni i co roku miałem tradycję robienia chrustu dla całej mojej grupy wykładowej, wliczając w to oczywiście Profesora – mówił poszkodowany. – Ogólnie robienie chrustu zacząłem już w podstawówce, gdy babcia postanowiła nauczyć mnie czegoś, a chrust miał być na “idealnym poziomie, dla takiej niedojdy”. Mimo zaistniałej sytuacji, chciałem zachować swoją coroczną rutynę. Tak, zrobiłem chrust. Tak, jadłem go na zaliczeniu. Jednak moja ocena powinna zależeć od mojej wiedzy, a nie od stopnia otłuszczenia organizmu, choć nie ukrywam, podniosłoby to moją średnią. Jestem gotowy umówić się z profesorem na ustawkę i wręczyć mu specjalny wypiek, tylko dla niego.
Czy wypiek będzie stanowił faworka w kształcie kosy? A może będzie to pączek z nadzieniem faworkowym? Tego jeszcze nie wiemy.
To jest PaliTechnika. Zdarzenie, miejmy nadzieję, zostało zmyślone.
Artykuł by Apyxo.