Już od czasów Wii i zniszczonych telewizorów wiadomo, że gry ruchowe do najbezpieczniejszych nie należą. O tym na własnej skórze przekonał się klient jednego z lokalnych salonów VR we Wrocławiu. Podczas grania w Beat Sabera spudłował w bloczek, a ten przygniótł go do ściany.
– Byliśmy o krok od tragedii – mówi właściciel salonu. – Gdyby gracz miał ustawionego “No Fail”, poziom by się sam nie wyłączył, a kolejne bloczki tylko by go zmasakrowały.
Od przyjaciół poszkodowanego dowiadujemy się, że powodem brutalnego wypadku mogła być nierozsądna rozgrywka.
– Postanowił spełnić swoje marzenie i skończyć w końcu “Bad Apple” z Touhou na Expert+ – mówi znajoma gracza. – Niestety mimo rangi SS pod koniec spudłował w jeden bloczek, który z prędkością 60 km/h przybił go do ściany. Myśleliśmy, że zginął robiąc to co kocha, czyli leżenie jak menel pod ścianą, ale szczęśliwie jakoś z tego wyszedł.
Poszkodowany gracz jest w stanie ciężkim i nie jest możliwy jego komentarz. Lekarze jednak zapewniają, że wyjdzie z tego cało.
– Widzieliśmy już gorsze przypadki – mówi dr Frank Szabla. – Mieliśmy już ludzi po “Rap God” czy nawet “Through Fire and Flames” i wszyscy wyszli z tego cało. No poza jednym z amputowaną ręką, ale dlatego, że biedaczek grał na jedno ostrze.
To jest PaliTechnika. Dobrze chociaż, że nie grał w SUPERHOT.
Artykuł by Kapucyn.