Z ostatniej chwili. Nastąpiła erupcja wulkanu na Wyspie Słodowej. Ewakuowano już tysiące studentów oraz okolicznych mieszkańców. Eksperci i specjaliści z W2 (Wydziału Budownictwa Lądowego i Wodnego) jednoznacznie zrzucają winę na obniżony grunt, który z kolei spowodowany został przepełnieniem wyspy przez ludzi.
– Siedzieliśmy ze znajomymi jak zwykle na wulkanie popijając piwerko, kiedy to nagle zadrżała ziemia – mówi cały pokryty popiołem trzeźwy inaczej student. – Myślałem, że to tylko moja głowa, ale grunt zaczął się normalnie rozwalać nam pod nogami.
Trzęsienie ziemi można było poczuć nawet na rynku. Wszyscy zaczęli uciekać w popłochu zaraz gdy spod gruntu zaczął wydobywać się dym i lawa.
Jak relacjonuje nasz wstawiony i zagubiony korepondent Kapucyn, to był istny chaos.
– Połamane drzewa, toalety wypełnione lawą oraz chmury popiołu, nic nie było widać – zdaje relacje Kapucyn. – Wszyscy zaczęli uciekać na most i w stronę kościołów. Ci bardziej pijani zostali podeptani, ci mniej tylko kopani w twarz. Cudem uszedłem z życiem.
Aktualnie wyspę i okolicę przykrywa gęsta wartwa unoszącego się popiołu. Ledwo cokolwiek przez niego widać, ale znajdujemy wśród tej katastrofy kilku smiałków, którym ani temperatura, ani duszność nie przeszkadza w integrowaniu się.
– Nie no ten wulkan prawie nam wszystko zepsuł, normalnie zbiła mi się butelka z piwem – mówi Hubert, student Automatyki i Robotyki. – Grilla też nam wciągnęło pod ziemię, ale dajemy sobie jakoś radę lawą.
To jest PaliTechnika. A to było zwieńczenie trylogii Wyspy Słodowej.
Artykuł by Swetru.